Katarzyna i Paweł

Pierwszy raz o nOvum usłyszałam 8 lat temu, kiedy moja przyjaciółka ze studiów (świadkowałam jej na ślubie) powiedziała, że jest w ciąży i że będzie to synek – co zresztą okazało się prawdą. Potem powiedziała, że jest po in vitro. Byłam zaskoczona, bo wcześniej nic nie mówiła, że jest problem, ale powiedziała, że u niej diagnoza i in vitro odbyły się tak szybko, że nie chciała się zwierzać, żeby nie zapeszyć. Wtedy pierwszy raz padło nazwisko dr L. Obuchowskiej. Minęły lata, oni już mieli trójkę dzieci, kiedy my stwierdziliśmy, że coś u nas nie tak. Dowiedziałam się, że dr Lilia Obuchowska nadal pracuje w nOvum. Po szybkiej diagnozie (problem u męża, u mnie nic się nie znalazło) przeszliśmy dwa in vitro. Pierwsze kompletnie się nie udało – jeden zarodek, ciąży nie było, ale po drugim… czekam na synka! Modlę się, żeby epidemia w Polsce skończyła się, zanim się urodzi… Podsumowując, dzięki nOvum, razem z przyjaciółmi mamy: synka z in vitro, synka z krio, córkę z naturalnego poczęcia, naszego chłopaczka, który jeszcze mieszka u mnie (czyli też z in vitro)… i to, jak na razie, nasze całe towarzystwo z Bocianiej – ale my mamy jeszcze zamrożone zarodki, więc kto wie… Los pisze różne scenariusze. Kiedy wspólnie studiowałyśmy, NIGDY bym nie pomyślała, że tak się ułożą nasze życia. A jednak. Dlatego każdemu powiem to samo: nie poddawajcie się, nie popadajcie w depresję, nie myślcie, że to koniec świata, że tylko wy i że to koniec wszystkiego… To jest tylko choroba i na szczęście taka, którą można wyleczyć.

Powrót do historii pacjentów